Nauczyciele szukają winy w lenistwie uczniów, uczniowie w niekompetencji nauczycieli. Dlaczego jednak niektórzy uczniowie potrafią opanować ten sam materiał lepiej, inni gorzej, choć wydają się równie inteligentni, choć poświęcają na naukę taką samą ilość czasu i wszyscy uczą się przy tym samym nauczycielu?
I patrząc z drugiej strony: dlaczego kiepscy uczniowie okazują się dobrymi studentami? A także dlaczego kiepscy uczniowie i średni studenci potrafią później nauczyć się czegoś, czego nie potrafią pojąć świetni uczniowie i wybitni studenci?
Między innymi dlatego, ponieważ każdy z nas uczy się w odmienny, sobie tylko właściwy sposób. Nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, a tradycyjna szkoła nastawiona jest na określony typ ucznia, kogoś, kto w oświetlonej jarzeniówką klasie siedzi wyprostowany na krześle i słucha wykładu nauczyciela. Niech no tylko spróbuje podjadać przy tym kanapkę; wyrwany do odpowiedzi niech spróbuje wytłumaczyć się niemożliwością skupienia o tak wczesnej porze, w dodatku bez muzycznego podkładu!
Chociaż wszyscy skonstruowani jesteśmy podobnie, to jednak każdy z nas odbiera świat inaczej: inaczej myślimy, inaczej odczuwamy, więc także inaczej uczymy się. Wpływ na to może mieć nasze nastawienie, czyli motywacja do nauki, wytrwałość w uczeniu się, poczucie odpowiedzialności, zdolność przystosowywania się do różnych warunków, w których przyjdzie nam się uczyć, ale także potrzeba odmiany.
Inny aspekt stanowi kontekst społeczny, związany z naszym przyswajaniem wiedzy i umiejętności. Jedni wolą uczyć się samemu, inni z kolegą lub niewielką grupą kolegów czy wręcz w dużym zespole, jeszcze inni potrzebują opieki kogoś, kto byłby dla nich autorytetem: kogoś starszego, nauczyciela z prawdziwego zdarzenia.
Jeszcze inny aspekt stanowi otoczenie, w którym przyjdzie nam się
uczyć.
Jedni preferują naukę w ciszy, inni przy dźwiękach muzyki, ale zdarzają się i
tacy, którym skupić się przychodzi najłatwiej na hałaśliwym dworcu.
Jedni, ucząc się, muszą mieć zapalone wszystkie światła, inni wolą to robić w
półmroku.
Niektórym chłód wywiewa myśli z głowy, myśli innych zdychają w przegrzanym
pokoju.
Jedni muszą usiąść wyprostowani na krześle z książką ustawioną pod kątem
czterdziestu pięciu stopni w stosunku do powierzchni blatu stołu, i umieszczoną
w odległości trzydziestu centymetrów od oczu, inni ucząc się, wolą założyć
sobie nogi za głowę, a książkę trzymać pod siedzeniem (nie krzesła oczywiście,
bo krzesłem gardzą).
Kolejny aspekt to nasze potrzeby fizyczne. Jedni, ucząc się, muszą siedzieć w miejscu, inni przespacerować się raz na jakiś czas, inni skutecznie nauczą się – nie tylko tenisa – odbijając piłkę o ścianę.
Jednym, kiedy się uczą, nic nie przeszłoby przez gardło, drudzy muszą wchłaniać popcorn i szeleścić papierkami od cukierków.
Jedni potrafią się skupić o świcie, drudzy dopiero o zmierzchu, i niczym bohaterowie baśni o dziewicy zaklętej w sokoła oraz rycerzu zaklętym w wilka, nigdy się nie spotkają na wspólny referat.
Niezmiernie ważny aspekt nauki związany jest z wyczuleniem naszych zmysłów. Dla jednych muzyka jest ekranem zagłuszającym przykrą ciszę, dla drugich źródłem wiedzy. Do jednych przemawia obraz, będąc jednocześnie niemym dla innych. Są tacy, którzy niczym niewierny Tomasz muszą wszystkiego dotknąć (a widzisz, może Tomasz wcale nie był niewierny, tylko w sobie właściwy sposób postrzegał rzeczywistość?!).
Niektórzy muszą powąchać, posmakować, wczuć się.
A nad wszystkim góruje aspekt najważniejszy: to, w jaki sposób radzimy sobie z uczuciami i myśleniem, percepcją oraz intuicją.
A jeśli chciałbyś profesjonalnie zbadać swój styl uczenia się to zapraszam tutaj